Ojcowski Park Narodowy

Poniedziałek, 10 września 2012 · Komentarze(0)
Wcześnie rano zajeżdżam na dworzec PKP w Rzeszowie. Wsiadam do pociągu. Jadę do Krakowa. Po ponad 3 godzinach tłuczenia się koleją jestem w Krakowie. Jeszcze na dworcu kupując obwarzanki, zaczepia mnie jakiś obcokrajowiec. Pyta czy może sfotografować mój rower. Lekko zdziwiony oczywiście zgadzam się. Po posiłku wsiadam na rower. Uderzam na północ do Ojcowskiego Parku Narodowego, szlakiem Orlich Gniazd. Trasa bardzo ciekawa. Bocznymi, dość przyjemnymi jeśli chodzi o ruch samochodowy, drogami dojeżdżam do granic OPN. Wjeżdżam w Dolinę Prądnika. W tym momencie zaczyna się jedna z najfajniejszych tras, jaką miałem okazje przejechać. Wąska droga biegnąca wzdłuż małej rzeczki wśród zalesionych, niewysokich szczytów i wapiennych skał. Po prostu miód. Taką droga jadę do samego Ojcowa. Po drodze zatrzymuję się przy Chacie Pustelnika w skałce Sukiennice, źródle miłości i Bramie Krakowskiej. W Ojcowie podchodzę, pod ruiny Zamku Kazimierzowskiego oraz zatrzymuje się przy kaplicy na wodzie. Z Ojcowa ruszam w kierunku Pieskowej Skały. Droga równie klimatyczna, ze względu na wysokie skały, które nie raz wydają się "wkraczać" na jezdnie. Po drodze, mijam najbardziej znany ostaniec w OPN, Maczugę Herkulesa. Następnie podjazd pod wzgórze zamkowe i wizyta na zamku. Po nieco dłuższym odpoczynku ruszam w drogę powrotną. Jadę praktycznie tą samą trasą. Po wyjechaniu z klimatycznej Doliny Prądnika skręcam w prawo, chcąc dojechać do głównej drogi biegnącej do Krakowa. Żeby dostać się do tej drogi muszę wdrapać się na górkę, co oczywiście przyjmuję z entuzjazmem. Jest to dość znaczy dojazd więc podjeżdżając myślę sobie, że fajnie byłoby gdyby z góry był jakiś fajny widok na panoramę Krakowa. Na szczycie, dosłownie kątem oka dostrzegam, zaniedbany parking na tyłach jakiegoś przedsiębiorstwa. Wjeżdżam tam i okazuje się, że moje wcześniejsze nieśmiałe życzenie staje się faktem i z parkingu tego rozpościera się bardzo ładny widok na Kraków. Trochę pod słońce ale to nic. Po chwili wpatrywania się w widoki zaczynam dostrzegać, ku mojemu zdziwieniu, wierzchołki tatrzańskich szczytów. Jak to dobrze, że postanowiłem wracać tą trasą :))) Po dość długiej przerwie, trochę niechętnie, ze względu na chęć dalszej obserwacji panoramy Tatr, jadę dalej w stronę Krakowa. Cóż... czas goni. Z góry szybki zjazd do Krakowa główną drogą. W Krakowie zajeżdżam na Błonia i Kopiec Kościuszki. Dalej dość szybki, ze względu na czas, rajd tam i z powrotem promenadą wzdłuż Wisły. Wracając przejeżdżam obok Wawelu i Floriańską wbijam na Rynek. Nieco dłuższa przerwa, posiłek w postaci obwarzanków i przejazd na dworzec. Powrót do Rzeszowa trwa prawie 4 godziny...

Ogólnie rzecz biorąc, to jedna z najbardziej udanych wycieczek rowerowych w moim życiu :)))

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa lkazd

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]